Locha Snejpa to blog legendarny. Znajdował się kiedyś pod adresem jan.mylog.pl, ale mylog ma/miał politykę recyclingowania domen, i po dłuższym braku oznak życia ze strony posiadacza bloga, kasował go i oddawał go we władanie innej osobie. Tak stało się z Lochą Snejpa, której małe fragmenty można teraz znaleźć tylko na forach i przypadkowych blogaskach. Przypomniało mi się o Losze niedawno, kiedy znajomy zamieścił na facebooku linka do potwornego tworu fanfico-podobnego o tematyce potterowskiej. Chciałam odpowiedzieć mu linkiem do Lochy, ale okazało się, że blog już nie istnieje.
Ale chwila! Istnieje przecież Internet Wayback Machine! Od jakiegoś czasu link do archiwum Lochy Snejpa krąży po Sieci, a ja w przypływie szaleństwa postanowiłam utworzyć ten mirror dla wszystkich tych, którym się nie chce albo nie potrafią.
Locha Snejpa była jednym z pierwszych blogów, które analizowały i komentowały fanowskie opowiadania ze świata Harry'ego Pottera, zamieszczane na różnych serwisach blogowych. Fanfiki (ang. fan-fiction) były zazwyczaj osadzone w czasie teraźniejszym, czyli podczas nauki Harry'ego i jego przyjaciół w Hogwarcie, albo w erze Huncwotów, czyli szkolnych czasach jego rodziców, Snape'a, Syriusza i Lupina. 98% tych opowiadań było opisami miłosnych podbojów głównej bohaterki, z którą utożsamiała się autorka bloga. (Polecam zapoznanie się z opisem zjawiska "Mary Sue".)

Miłego kwikania!

Mroczny Drazier >> 28 lutego 2007

Tylko dzisiaj, tylko u nas. Historia Draziera, przeklętego księcia ciemności, wilka na diecie i elfiego wcielenia Mary Sue. Zaprasza Zygfryd


Po eliksirach było Opcm gdzie uszyliśmy się o czarach nie wybaczalnych (przerabiałem już to w 3 kl w mojej poprzedniej szkole).
…więc pozostało mi już tylko wyhaftowanie na nich motylka.

Na kolacji zaczepli mnie ślizgoni z siódmej klasy przy pomocy Leviosy wysłałem ich we własne talerze.
Latające?

Po godzinie zszedłem na śniadanie było już paru ślizgonów, krukonów i puchonów no i oczywiście przy stole mój brat machał do mnie dziko.
Tomahawkiem.

Mieliśmy opiekę ze ślizgonami i jak to ślizgoni.
Bo Puchoni to inaczej.

- To nie tak panie profesorze wieczorem coś ją wciągnęło do lasu dopiero ja ją znalazłem na polonie nie daleko skraju lasu nie wiem co to mogło być bo nie zostawiło żadnych śladów.
Za to polon zostawi.

Wstałem jak co rano a tam całe nasze dotrium zawalone pierzem z poduszek tego dnia nie chciało mi się zakładać płaszcza.
Z piór z poduszek zrobiłem sobie szal boa. Był bardzo ciepły.

- Mówię do ciebie crucio.
Odpowiadam ci avada.

Trzeba przyznać że ma ze mną problemy a raczej z moim ciężarem warze około 600 kilo w postaci wilka jestem bądź co bądź rozmiarów sporego kuca.
Chyba słonia, który kuca.

Twoje koleżanki się wczoraj przekonały że nie jestem zwykłym człowiekiem jeśli chcesz wiedzieć ja będę żył jeszcze przez najbliższe 10 tysięcy lat.
Obiecałem sobie, że nie umrę dopóki nie zrzucę przynajmniej czterystu kilo.

Wiemy że to potomek Ślazara Slytherina
Od dziecka uwielbiał cukierki ślazowe, co zresztą widać po jego wadze.

- Jeszcze jedno uważaj na profesora od Eliksirów najprawdopodobniej jest agentem Voldemorta.
Ma teczkę w IPN-ie.

- Tak mój panie jest to nowy uczeń na imię ma Drazier co dziwne nie ma nazwiska. I nosi na głowie kaptur choć czasami ale bardzo rzadko go zdejmuje i wygląda prawie normalnie gdyby nie oczy świecące w ciemnościach pod światło są one kolorów rubinu.
- Hmmmmmm interesujące
Brak nazwiska, kaptur, czerwone oczy… A to małpa jedna! A mówiła że bierze pigułki!

- Za nim znużycie zęby w kolacji Drazier chce wam coś wyjawić.
Nie nużcie swoich zębów jedzeniem! Postawcie na produkty półpłynne, o konsystencji kremu, których nie trzeba gryźć!

Wyciągnąłem ostrza i wykonałem szybki pirułet po chwili cała banda leżała na kupie koło skrzydła szpitalnego trochę pokaleczeni ale żywi.
Warunki sanitarne skrzydeł szpitalnego pozostawiają wiele do życzenia.

Byłem zaszokowany i taki usiadłem na miejscu i zjadłem wszystko w promieniu 2 metrów od emnie.
I dietę znowu szlag trafił!

- Panie profesorze co się stało ???
- Nic po za tym że panu wyrosły czarne nietoperze skrzydła.
Już przetransmutowałem pańską miotłę w batmobil.

Spostrzegłem na nim postać Cass patrzącą prosto na mnie na to wychodzi że mnie nie poznała tylko patrzyła się na mnie takimi oczami 00.
A potem zrobiła tak :P

Późny wieczór huncwoci wreszcie zasnęli zmieniłem się w czarnego anioła i wyleciałem przez okno przeleciałem przez tarcze księżyca dość długo latałam i w pewnym momencie wylądowałem na polanie i wyczułem że ktoś mnie obserwuje.
Przelatując przez księżyc przypadkiem zgarnąłem Twardowskiego.

- Mimo że jestem przeklęty to życie nie jest złe.
To się nazywa optymizm.

Dalsza część dnia minęła normalnie tylko że o północy obydwoje wymknęliśmy się z dotrium ubierając się w odpowiednie ubrania maskujące.
Czarne dresy i kominiarki.

- Avanda Kavarda - z jego różdżki wystrzeliło zielone światło z czystym spokojem patrzyłem na ten promień wiedziałem że i tak mnie nie sięgnie.
Bo JA uważałem na lekcjach z zaklęć.

- Owszem płynie we mnie kropelka krwi Ślazara Slytherina.
Były dwie, ale oddałem jedną Saminowi w ramach akcji „Dokarmianie wampirów”.

Wakacje się udały co prawda Deed musiała wyjechać znacznie wcześniej a mój kochany tata powiedział mi coś dziwnego że nie jestem zwykłym czarnym aniołem tylko księciem zemsty i tak z tego nic nie zrozumiałem.
Jakim aniołem? Jakim księciem? I’m Batman!

PO jakimś czasie byłem na błoniach i czekał tam na mnie Samin. (bez skojarzeń)
Skojarzenia przyszły parę minut później i wszyscy razem udaliśmy się do lasu

Poczułem się nagle bardzo dziwnie budzę się otworzyłem oczy nad sobą widziałem biały sufit gdzie ja jestem przecież byłem w lesie.
Dlaczego ktoś mi zawiązał rękawy na plecach?

Wyszedłem na błonia i koło jednego drzewa czekał na mnie znajomy osobnik. Zaczął nagle padać deszcz a niebo przecięła błyskawica.
Skądś znałem tego osobnika. Miał na sobie prześcieradło, w ręku trzymał piorun i z pewnością NIE udawał Greka.

- Jeszcze żyje ale jeszcze chwila i by umarł.
Zdjąłem z siebie mój czarny płaszcz i zacząłem z niego drzeć kawałki materiału i tamować krew używałem też różdżki by infekować rany.
Sprytnie. Będzie się dłużej męczył zdychając.

Już mieliśmy skręcić w jeden korytarz kiedy nagle coś za miałczało i jak się odwróciliśmy zobaczyliśmy Filcha.
Podszedł do nas i zaczął się łasić do naszych nóg.

Samin i Drazier zaczeli sie cofac nie byli zbyt dobrymi magami i byli jeszcze bardzo roztargnięci a więc nie zauważyli że cofają się do tyłu do puki nie natkneli się na kolejnego śmierciozerce.
Dobry mag cofa się zawsze do przodu.

- Dobra chłopaki to się wbijamy - mruknął uśmiechnięty Solve
Na pal, chłopaki! Na pal!

Tymczasem Samin i Annake siedzieli razem and zbiornikiem wodnym w którym można było się swobodnie kąpać.
Samin wyciągnął korek i spuścił wodę z wanny.

Samin się zaśmiał i poprawił czarną chustkę na głowie z trupią czaszką.
Resztę trupa miał na plecach.

- Jak to jest być po szkole ? - zapytał się Dumbledoor.
Bo wiecie, ja nigdy nie ukończyłem siódmej klasy.

- I jak się czujesz Drazier ? - spytał się nagle pojawiający się Solve z uśmiechem.
”Pojawiasz się i znikasz, i znikasz, i znikasz, mam na twym punkcie bzika, mam bzika, mam bzika…”

- Panie - starszy Malfoy się skłonił.
- O co chodzi ? - spytał się zimny jak zwykle czarnoksiężnik.
Panie… może napalę w piecu?

- A pan samin tez idzie grzecznie spać - pielęgniarka zapikowała mu elegancko eliksir słodkiego snu i Samin zasnął jak kłoda.
Leci samolocik, leci… a teraz pikuje do buzi… Za mamusię!

Potem się wszyscy rozeszli, Drazier razem z Saminem szli powoli w blasku zachodzącego słonca.
THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz