Locha Snejpa to blog legendarny. Znajdował się kiedyś pod adresem jan.mylog.pl, ale mylog ma/miał politykę recyclingowania domen, i po dłuższym braku oznak życia ze strony posiadacza bloga, kasował go i oddawał go we władanie innej osobie. Tak stało się z Lochą Snejpa, której małe fragmenty można teraz znaleźć tylko na forach i przypadkowych blogaskach. Przypomniało mi się o Losze niedawno, kiedy znajomy zamieścił na facebooku linka do potwornego tworu fanfico-podobnego o tematyce potterowskiej. Chciałam odpowiedzieć mu linkiem do Lochy, ale okazało się, że blog już nie istnieje.
Ale chwila! Istnieje przecież Internet Wayback Machine! Od jakiegoś czasu link do archiwum Lochy Snejpa krąży po Sieci, a ja w przypływie szaleństwa postanowiłam utworzyć ten mirror dla wszystkich tych, którym się nie chce albo nie potrafią.
Locha Snejpa była jednym z pierwszych blogów, które analizowały i komentowały fanowskie opowiadania ze świata Harry'ego Pottera, zamieszczane na różnych serwisach blogowych. Fanfiki (ang. fan-fiction) były zazwyczaj osadzone w czasie teraźniejszym, czyli podczas nauki Harry'ego i jego przyjaciół w Hogwarcie, albo w erze Huncwotów, czyli szkolnych czasach jego rodziców, Snape'a, Syriusza i Lupina. 98% tych opowiadań było opisami miłosnych podbojów głównej bohaterki, z którą utożsamiała się autorka bloga. (Polecam zapoznanie się z opisem zjawiska "Mary Sue".)

Miłego kwikania!

Blada klata Severusa >> 20 kwietnia 2006


Blogasek znaleziony przez Meadę (dziękujemy!).
Zanalizowała: Locha Snape'a.




***
Kiedy Sev odkleił się ode mnie wyszedł na chwile z wymówką na ustach, że ktos pukał.
[Ta wymówka odkleiła się od jej ust i przykleiła do jego?]

***
Nagle drzwi zamaszyście się otworzyły i do środka z czymś puchatym i białym w ręce wszedł Severus. Położył to coś mi na brzuchu, i sam się przyłączył.
[Przyłączył się do drzwi, do białego puchatego, czy do brzucha? A może się "podłączył"? Do prądu.]

***
Pocałowałam go i zaczełam się bawic tą moją nową kuleczką, a Sev tylko pokecił głową.
[Moja nowa kuleczka... Hogwart to siedlisko rozpusty.]

***
Skończyłam się bawić moją kuleczką, bo niestety z przemmęczenia poszła spać.
[Takiego tempa orgii nie wytrzymują nawet zabawki erotyczne.]

***
Odsunełam powolutku, po cichutku krzesło i siadłam na nim okrakiem. Otworzył oczy i mocno chwycił mnie za uda.
[Ocho, krzesła zaczynają włączać się do zabawy.]

***
W mojej ręce tak ni z marchewki ni z pietruszki znalazł się kawałek materiału. Związałam nim mu jego pięknego czarniutkie oczy i zaczełam obdarowywać jego białą jak śnieg klatkę piersiową.
[Jakoś tak, ni z jabłka, ni z selera, nie chcę wiedzieć, czym obdarowywała klatkę piersiową.]

***
Ja na samym początku oczywiście, bardzo zawzięcie protestowałam, bo chciałam iśc do zimnych ochów .
[A potem do gorących achów.]

***
Miny odrazu ze zbitych psów, zmieniły sie na uśmiechnięte twarzyczki.
[Moja mina ze "skonsternowanej świni" zmienia się na "ukwikaną lochę"]

***
Oczywiście po drodze pięćset razy się zatrzymywaiśmy, bo Carmen spotykała swoich dobrych znajomych z którymi w dobre gadała sobie po 10 minut.
[Rachunek jest prosty - 500 x 10 = 5000 minut. Czyli 83,3 godziny.Po tym czasie dotarły na miejsce. To tylko niecałe 3,5 dnia.]

***
Szłyśmy w stronę ciemnowłosego chłopaka, średniego wzrostu i bardzo opalonego. Stanełyśmy za nim. Odwrócił się. Piekny! I w dodatku kubiańczyk...
[Flagę narodową trzymał w dłoni. Cuba libre.]

***
Grubo posmarowany tusz pspływał mi po rozpalonych policzkach.
[Skoro już musi smarować sobie policzki tuszem, może niech chociaż trzyma je z dala od ognia?]

***
Bigłabym dalej gdyby nie Severus. Miałam głowę spuszczaoną i odniego odbiłam się jak piłeczka od tenisa.
[A Locha odbiła się jak pingpong od tenisa stołowego.]

***
Nie odezwałam się i biegłam dalej. Nagle poczułam jak grub lina oplata moje ciało. Czułam, że się do niego cofam.
[Grób lina... Czyli co? Szubienica? Ja niestety też czuję, że się cofam.]

***
Po kilku sssekundacch byłam w jego ramionach, dalej opleciona sznurem. Zemdlałam. Ocknełam się późnym wieczorem w jeego sypialni.
[To było do przewidzenia.]

***
Światło w łazience się paliło pewnie tam jest.
[Locha zakwikuje klawiaturę pewnie na niej leży.]

***
Kiedy pozbawiał mnie bluzki i reszty garderoby usłyszałam ciche pyk.
["I z cichym pyknięciem przeminęła cnota"]

***
Przyparł mnie do ściany i zaczął całować. Zaczełam się wyrywać i krzyczeć, ale on był silniejszy ode mnie. Na moje nieszczeście wszyscy już byli w Wielkiej Sali i jedli kolacje...
Wrzeszczałam w niebo głosy, aż sobie gardło zdarłam i nic nie mogłam mówić. Już nie liczyłam na nikogo kto by mógł mi podać bratnią dłoń.No bo kto normalny wychodził by z ciepłej sali pełnej wypieków? No kto? No praktycznie nikt.
[Naturalnie. Kto by ratował gwałconą, gdy na stole babka drożdżowa?]

***
Pewnego słonecznego dnia, siedziałam sobie na łózku i czytałam historię magi.
[Locha też sobie poczytała: "Po kilku latach badań i prób w 1886 r. Julius Maggi opracował pierwsze zupy w proszku oraz przyprawę w płynie MAGGI, wówczas zwaną ekstraktem bulionowym. Kilka kropli tej przyprawy wystarczało, aby zmienić nawet najzwyklejszą zupę w pełne smaku i aromatu danie. Julius Maggi był autorem nie tylko samej przyprawy. Osobiście zaprojektował czterokątny kształt brązowej butelki i charakterystyczne żółto-czerwone kolory etykiet." Ejże, czyżby Gryfon?]

***
Do mojego okna dziobkiem zapukał nie mały puchacz, który trzymał nie mało listów do mnie.
[Nie mało i nie dużo lecz w sam raz ukwiczała się dziś Locha.]

***
Przespałam całą noc w objęciach mojego Severusa.Przytulał mnie bardzo mocno do swojej niezabardzo umięśnioneji zabardzo bladej klatki piersiowej.
[Niezabardzo ten Severus się przedstawia, ale nie mało godzin na solarium i zabardzo wyciskana sztanga na siłowni powinny pomóc.]

***
Poczułam ostry i przerażający ból na swojej szyi. Czułam jak wbija mi swoje kły i pije krew. Gdy przestał zemdlałam, chyba nie umarłam??
[Chyba nie. Ale ja na pewno tak.]

***
Depilując nogi żyledka przeciełam sobie niechcąco palca u ręki. Wziełam palca do buzi chcą zatamować krwotok, wyssałam z niego troche krwi. Czeba było przyznać, że była dobra.
[Autowampiryzm? Pij krew, będziesz wielki.]

***
Do mojego pokoju punktualnie przyszedł ładnie ubrany Filip. Ja ubrałam krwistą czerwoną suknię, a włosy spięłam w koka.
[Krwista, słabo wysmażona sukienka.]

***
Nasze uszy zatopiły się w słuchaniu powolnej muzyki.
[Mój ryjek zagłębia się w kwiczeniu głośnego śmiechu.]

***
Gdy bal się skończył byłam lekko podpita trunkami leżącymi na stole.
[Niby ona podpita, ale to trunki leżą.]

***
W naszą stronę leciało czarne coś, co mnie ścigało. Wszyscy uciekali tylko ja stałam jak kolłek. Gdy podleciało bliżej dementor, ale to nie był on. Długo przesiedziałam w bibliotece, po namysłach stwierdziłam, że to nazgul.
[Pamiętajcie - gdy zaatakuje was nazgul: w międzyczasie udajcie się do biblioteki, aby się namyślić.]

***
Okrążył mnie jak toornado i zataczał koło w koło mnie. Skrzypiał coś nie wyraźnie i złpał mnie za ręke. I trzymał mocno, więc nie mogła się wyrwać. Uniusł się ze mną do góry, a po chwili lecieliśmy nad jeziorem pełnym ryb i lasem pełnym saren i jeleni.
[Rada druga w razie porwania przez nazgula: w czasie lotu przede wszystkim obserwujcie zwierzynę leśną.]

***
Otrzepałam się z zamkowego brudu, który zebrałam szatą, mdlejąc.
[A ja otarłam się z łez, które wyprodukowałam, kwicząc.]

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz