Locha Snejpa to blog legendarny. Znajdował się kiedyś pod adresem jan.mylog.pl, ale mylog ma/miał politykę recyclingowania domen, i po dłuższym braku oznak życia ze strony posiadacza bloga, kasował go i oddawał go we władanie innej osobie. Tak stało się z Lochą Snejpa, której małe fragmenty można teraz znaleźć tylko na forach i przypadkowych blogaskach. Przypomniało mi się o Losze niedawno, kiedy znajomy zamieścił na facebooku linka do potwornego tworu fanfico-podobnego o tematyce potterowskiej. Chciałam odpowiedzieć mu linkiem do Lochy, ale okazało się, że blog już nie istnieje.
Ale chwila! Istnieje przecież Internet Wayback Machine! Od jakiegoś czasu link do archiwum Lochy Snejpa krąży po Sieci, a ja w przypływie szaleństwa postanowiłam utworzyć ten mirror dla wszystkich tych, którym się nie chce albo nie potrafią.
Locha Snejpa była jednym z pierwszych blogów, które analizowały i komentowały fanowskie opowiadania ze świata Harry'ego Pottera, zamieszczane na różnych serwisach blogowych. Fanfiki (ang. fan-fiction) były zazwyczaj osadzone w czasie teraźniejszym, czyli podczas nauki Harry'ego i jego przyjaciół w Hogwarcie, albo w erze Huncwotów, czyli szkolnych czasach jego rodziców, Snape'a, Syriusza i Lupina. 98% tych opowiadań było opisami miłosnych podbojów głównej bohaterki, z którą utożsamiała się autorka bloga. (Polecam zapoznanie się z opisem zjawiska "Mary Sue".)

Miłego kwikania!

Analiza zastępcza. >> 30 września 2006

Ponieważ Lai nam zaniemogła (a raczej jej komp, lub może coś jeszcze innego) a dzisiaj właśnie jej kolej, wklejam analizę zastępczą, wykonaną dawno temu przez Carr, która zresztą została wybrana na jednego ze współpracowników Lochy. Zanalizowany blogasek można znaleźć tutaj. Miłego kwikania. Za tydzień moja kolej.
Locha S. (ja)


***
Szarpał za klamkę i nawet wywarzanie drzwi nie pomogło w otworzeniu ich.
No przecież to oczywiste, że drzwi, których nie ma, bo zostały wcześniej „wywarzone” (czyżby jakiś nowy sposób warzenia eliksirów drzwiowych?), nie da się otworzyć. 

Po odczarowaniu drzwi wybiegła z pokoju biegnąc za przyjacielem.
Którym były wywarzone drzwi, jak rozumiem.

Jamesowi rzuciło się od razu na oczy stojak z skrzydłami jednymi zapełnionymi kolorowymi piórami, drugie było tekturowe nawet nie zaczęte.
Aż się boję myśleć co mu się rzuciło na uszy. 

Na łóżku leżał zeszyt. Trochę zapisany.
Na krześle siedzi Carruś. Trochę przerażona. 

Pierwsza kartka, na której był otworzony pamiętnik głosiła:
Mój monitor głosi, że wolałby tego nie wiedzieć. 

Będę mieć czarne skrzydła( nie wiem na razie jak je przymocuje, ale już moja w tym głowa), chcę sobie kupić białą sukienkę, suknię jak wolisz. Dobrze by było jak by była na ramiączkach, mniej więcej do samej do ziemi, ale nie koniecznie. I chciałabym by była zwiewna.
No cóż. Różni ludzie mają różne marzenia. Ja bym na przykład wolała mieć czarne włosy niż czarne skrzydła. Ale koniecznie by były zwiewne. 

Przetarła oczy rękami i wyłoniła się z łóżka.
…niczym syrena z morskich odmętów. 

Ruda miała na swojej przepięknej twarzyczce radosny uśmiech i także z radosnymi iskierkami w zielonych oczach.
Tymczasem Carruś miała na swojej nie tak pięknej twarzyczce szaleńczy uśmiech i także z szaleńczymi iskierkami w piwnych oczach. 

…powiedziała nawet nie gubiąc uśmiechu z twarzy.
Ja go niestety zgubiłam czytając to zdanie. Muszę uważać, żeby siostra nie odkurzyła go z podłogi razem z szaleńczymi iskierkami z oczu. 

Na szczęście była już pierwsza ciepła sobota w tym roku, więc Ruda nie miała, kogo obudzić swoim przekrzykiwaniem się z rogaczem.
Bo gdyby była to druga zimna sobota w tym roku, obudziłaby cały zamek. 

Następnego dnia wstałam normalnie, w końcu to no normalny dzień gdzie normalni ludzie uczą się wtedy, przynajmniej ci z Hogwartu.
Więc dlaczego ja mam niejasne wrażenie, że ktoś tu jest nienormalny? 

-Witajcie.- Powiedział dyrektor a prędzej krzyknął- Dziś chce was powiadomić, że tak jak rok temu obiecałem, że co rok odbędzie się bal w święta.
-Żegnaj- powiedziała Carruś a prędzej krzyknęła - psychiko w stanie nienaruszonym. 

-Świetnie!- krzyknął James.
-Tak świetnie będziemy się świetnie bawić.
-Jak nigdy do tond!
-Tak!!!
Świetnie!!! Będzie nawet kuzyn Jima Bonda - Do Tond! Tak!!! 

-Dobrze no to…pa. Spotkamy się chyba jeszcze.
-Ja mam nadzieje- nie wiem, czemu ale to pozwiedzałam.
Pozwólcie, że nie zapytam co takiego ona pozwiedzała. 

Kiedy oprzytomniałam ruszyłam do księgarni. Wbiegłam do biblioteki
Niesamowite, ja mam ten sam problem. Ruszam do łazienki a wbiegam do kuchni. 

Krukon uśmiechnął się żwawo, a ja to odwzajemniłam.
Zwarta i gotowa Lily uśmiechnęła się żwawo i dziarsko. 

Przez cały czas siedziałam zamknięta w sobie, nie odzywałam się do nikogo…no jedynie do Kate.
Klucz dostała, ma się rozumieć. 

-O jejka. Czemu ty się tak denerwujesz? To tylko ksywa.
-Niby, od czego? Od tego, że jestem RUDA?
-Nie od tego, że TYGRYSY są RUDE- wyjaśnił mi Remus nakładając nacisk na słowa „TYGRYS” i „RUDE”, jak bym była głucha.
A ja jestem Carruś, bo strusie nie latają. Ale nie wiem jaki to ma związek. 

-Lilka,niech ci będzie, ile razy mamy ci powtarzać żebyś już pogrzebała swój sportowy styl!
Piątek, godz. 15.00 - pogrzeb sportowego stylu Lily. Stypa w Pokoju Wspólnym Gryfonów, będzie Kremowe Piwo i ciasto dyniowe. 

-Możesz tak iść- powiedzieli równocześnie Syriusz i Kate, po czym na siebie spojrzeli znów równocześnie i po sekundzie spuścili wzrok patrząc gdzie indziej
A po dwóch sekundach równocześnie spojrzeli na sufit. 

Było widać, że on jak i ja myśli jak by je przerwać, przecież przez cały wieczór nie możemy nic nie mówić(;/).
Gdzież. Milczenie przecież złotem jest. 

Popatrzał się na mnie i uśmiechnął się szczerze pokazując swoje białe ząbki. Odwzajemniłam uśmiech.
„A potem wymieniliśmy się naszymi białymi ząbkami”. 

Nikt nie odpowiedział, ale ja słyszałam wicie wilka, szczeknięcie psa-to sprawka Huncwotów.
Bo kto nie lubi szczeknąć czy powić się od czasu do czasu. 

Podbiegłam do Charliego i chwyciłam go pieszczotliwie za kurtkę.
Ta dziewczyna mnie zadziwia - chwila grozy, naokoło wycie i szczekanie, a ona ma jeszcze czas na pieszczoty. I to z kurtką. 

Otworzyłam drzwi i jednym szarpnięciem otworzyłam je.
I znowu te sławetne drzwi, które najpierw wydzierane są z korzeniami z zawiasów, a dopiero potem otwierane jednym szarpnięciem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz